Nie zliczę, ile razy słyszę pytania: jak ci się udaje spełniać te wszystkie postanowienia? Jak ci się udaje realizować to, co sobie postanowisz?
Ludzie pytają i wpatrują się intensywnie, oczekując na jakiś tajemny przepis, tajemniczą receptę…
Szukamy jakiegoś tajemnego przepisu na sukces, chociaż mamy go pod nosem. Nie wiem dlaczego tak trudno nam uwierzyć, że ktoś po prostu może dojść do czegoś pracą.
Eden rodzi się jako syn bogatego biznesmena, który poświęca mu czas po pracy i zapisuje potomka na wszystkie kółka zainteresowań, o których ten tylko marzy, a drugi – w ubogiej rodzinie, w której nie stroni się od przemocy. U każdego droga do “marzenia” będzie wyglądała inaczej – trudniej lub łatwiej i nie ma co się oszukiwać, że wszyscy mamy do pokonania ten sam dystans.
Co nie zmienia faktu, że da się zdziałać sporo, jeśli się zasuwa. Jest tylko jeden szkopuł w tej recepcie na spełnione marzenia: same zasuwanie to za mało.
Trzeba jeszcze zasuwać w dobrym kierunku.
Sama praca nie wystarczy.
Muszą być spełnione jeszcze inne warunki.
Po pierwsze – praca musi mieć dobry kierunek. Można do śmierci ciężko pracować i robić coś w kółko, nie widząc efektów. Czasami nawet najlepszy pomysł okazuje się nie działać i jedne, co możemy zrobić, to zatrzymać się, połknąć jakoś porażkę i zacząć od nowa. Inaczej. Czasami plany zmieniają się w trakcie i trzeba po prostu reagować. Znam sporo osób, które dążą do czegoś – na przykład rozwinięcia swojego biznesu, zdobycia “sławy” w internecie, awansu, pracy, o której marzą i tak dalej – ale ciągle robią to samo i frustrują się, że cała ta”ciężka praca” nie działa, a ci, którym się udało, na pewno musieli oszukiwać. Bo przecież oni próbują i to nic nie daje!
Nie widzą tego, że ich próby nie mają sensu. I że już dawno mogliby spełnić swoje marzenie, gdyby w końcu przyznali, że może czas coś zmienić.
Po drugie – praca wcale nie musi być bardzo ciężka. Musi być sensowna. Czasami (oczywiście nie zawsze) nie musisz wcale wypruwać sobie żył, spać po dwie godziny i pracować na trzy etaty, żeby dotrzeć do swojego celu. Sensownie zaplanowane kamienie milowe i cele naprawdę ułatwiają realizowanie swoich planów, jednocześnie nie doprowadzając człowieka na skraj załamania nerwowego. Pewnie: w wielu momentach trzeba naprawdę ciężko pracować, żeby osiągnąć to, co się chce osiągnąć, ale czasami naprawdę można to zrobić inaczej, jeśli tylko jest to sensownie i rozsądnie zaplanowane.
Po trzecie – musisz w to wierzyć. Jeśli ktoś startuje w biegu z założeniem, że nie wygra i że będzie ostatni, to prawdopodobnie właśnie tak będzie. Bardzo nie doceniamy siły naszej głowy: nie mówię, że jak będziesz bardzo mocno w coś wierzyć, to z nieba spadnie paczka obwiązana kokardą, w której będzie twoje spełnione życzenie; ale naprawdę dużo łatwiej o motywację , kiedy rzeczywiście wierzysz, że to co robisz, może przynieść owoce.
Marzenia się spełnia. A najlepiej, jeśli jeszcze przed pracą nad nimi z marzeń zamienią się w cele – będzie dużo łatwiej.
Bo tak naprawdę, do większości marzeń potrzebują tylko siebie. I zmiany nastawienia.