Uwielbiamy historie o sukcesach. Podziwiamy, obserwujemy, myślimy sobie: cholewka, ja też bym tak chciał. A z drugiej strony – pojawia się okazja, masz jakąś myśl, masz jakiś pomysł i nagle w głowie rośnie coraz większe pytanie: a co, jeśli nie dam rady?
Lubimy to, co znane i bezpieczne: stare rozwiązania (bo po co zmieniać, skoro może się nie udać?), związki (może nie jesteśmy szczęśliwi, ale przecież nie wiadomo, co by było z kimś nowym) i sytuacje. Jeśli coś robimy od lat i się na tym znamy, to czujemy, że mamy nad czymś kontrolę. Tylko że ciężko robiąc ciągle to samo, w jakikolwiek sposób ruszyć do przodu. Rozwijasz się do pewnego punktu, a potem, ewentualnie, tylko utrzymujesz to, co już wypracowałeś.
Gorzej, kiedy przychodzi do nas Okazja. Okazje często mimo że są atrakcyjne, są też ciężkie, nie do końca wygodne i przede wszystkim – nieznane. A skoro tak, to często potykając się o Okazję, pierwsze nasze pytanie to:
A co, jeśli nie dam sobie rady? Jeśli się ośmieszę? Jeśli nie wyjdzie? Jeśli się nie nadaję?
Za każdym razem, kiedy jakiś pomysł wpada mi do głowy, lub kiedy pojawia się jakaś rzecz, którą mogę zrobić, to moja głowa aż puchnie. Bo co jeśli mi się nie uda? Jak ja to przeżyję?
Był taki moment, że z tego powodu odmawiałam bardzo wielu okazjom – bo wydawało mi się, że nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Że może lepiej, jak sobie odpuszczę.
Nigdy nie było lepiej – zawsze za to ciągle potem męczyło mnie zastanawianie, co by było, gdybym jednak się zgodziła.
Kocham ludzi, którzy mnie otaczają. Ale jednocześnie wielu z nich nawet nie próbuje czegoś robić, nie chce patrzeć na okazje, bo albo z góry zakłada, że to nie ma sensu, albo za długo się zastanawia, czy na pewno da sobie radę. Zamiast więc korzystać – ciągle albo przekładają rzeczy na później, albo rezygnują z nich całkowicie, bo przecież… dobrze jest, jak jest. Może nie idealnie, może nie perfekcyjnie, może nie czuję się szczęśliwa, ale przecież… takie jest życie, nie? To normalne, że jest ciężko, trudno i do dupy.
Łatwo się tkwi w znanych sytuacjach. W związkach, które są toksyczne albo które dawno się wypaliły, ale przecież “jesteśmy ze sobą tak długo, że już szkoda zrywać“, albo “co ludzie powiedzą, jeśli teraz go zostawię”. W takich, w których nie ma już czego naprawiać i o co walczyć, a jedyne, co jeszcze istnieje, to ból.
W pracy, która męczy cię każdego dnia i do której nie chce ci się wstawać, która nie jest rozwojowa i z której nie jesteś zadowolony, ale… która chociaż jest. Przewegetować, odbębnić. Jakoś przetrwać.
W życiu, które wcale nas nie raduje, ale z którego się prześlizgujemy – z dnia na dzień, byleby było.
Ile tracisz, ciągle myśląc, że tak jest dobrze? Wmawiając sobie, że jakoś to jest, lepiej tak, niż cokolwiek zmieniać?
Zmiana przecież wymaga energii. I jest ryzykowna.
Świat się nie zawali. Ziemia ciągle będzie się kręcić. Słońce nie spadnie i globu nie ogarnie ciemność. Beata Kozidrak dalej będzie występowała na Sylwestrze. Słowem: wszystko będzie tak, jak dawniej. To nie jest tak, że jak podejmiesz jakąś decyzję i chwycisz okazję, to od razu całe twoje życie przewróci się do góry nogami i wszystko będzie zupełnie odwrotnie. Najczęściej prawie nic się nie zmienia – oprócz ciebie.
Nikt z nas nie jest perfekcyjny w tym co robi. Nikt z nas też nie potrafi podejmować idealnych decyzji i przewidzieć, co one przyniosą. Każdy z nas kiedyś popełni błąd i rozjedzie się tak widowiskowo, jak klaun na skórce od banana w słabej komedii. Nikt nie robił od razu wszystkiego idealnie.
Tylko, że… na tym właśnie polega życie. To dzięki temu, że łapiesz okazje i podejmujesz decyzje – idziesz do przodu. Czasami też cofasz się do tyłu – ale zawsze przynajmniej czegoś się nauczysz.