Kasia Madera jest gwiazdą dziennikarstwa w Wielkiej Brytanii. Zanim zaczęła swoją przygodę z BBC World, pracowała w BBC One i BBC News Channel. Teraz również zdarza jej się opuszczać studio. To właśnie ona relacjonowała to, co działo się na granicy polsko-ukraińskiej.
Przez wzgląd na polskie pochodzenie, w pracy i na co dzień dziennikarka posługuje się polską wersją swojego imienia. Oprócz tego, dzięki znajomości języka polskiego bardzo często relacjonuje wydarzenia z Polski.
W najnowszym wywiadzie zdradziła kulisy pracy dla brytyjskiego, publicznego nadawcy. Jak stwierdziła, jest zobowiązana do zachowania bezstronności. Gwiazda BBC ma też kontakt z polskimi dziennikarzami.
– Znam polskich dziennikarzy, wiem, do kogo mogę zwrócić się o komentarz w przypadku, gdy coś ważnego dzieje się w Polsce. Pamiętam, że miałam dyżur, kiedy rosyjska rakieta wleciała na terytorium Polski. Pokazywaliśmy wtedy polskie strony internetowe, a ja mogłam na bieżąco tłumaczyć, co mówią o tym wydarzeniu polscy dziennikarze” – mówiła w wywiadzie dla portalu plejada.pl.
BBC to główny brytyjski nadawca radiowo-telewizyjny. Na dodatek nie emituje reklam ani płatnych ogłoszeń firm czy instytucji. Dziennikarka w trakcie rozmowy podkreśliła, że w swojej pracy nieustannie musi pamiętać o bezstronności. Głównym celem stacji jest obiektywne przedstawianie informacji.
– Moja opinia się nie liczy, w BBC jesteśmy bezstronni. Nie jestem tam po to, żeby coś komentować albo toczyć wojnę na argumenty, ale moim obowiązkiem jest, żeby dopytywać się i żeby nie odpuścić bez względu na to, z kim rozmawiam – stwierdziła.
– Często jest taka sytuacja, że jeśli jest głośno o jakimś temacie i my zapraszamy albo rząd, albo opozycję, to albo nie mogą, bo nie mają czasu, albo po prostu nie chcą. To już jest ich sprawa, ale my możemy z ręką na sercu powiedzieć, że próbowaliśmy zaprosić każdą z opcji – przyznała.
Dziennikarka nie ukrywa, że obserwuje działalność publicznych mediów w Polsce. Zwróciła uwagę na jedną bardzo ważną zależność.
Dziennikarka podkreśliła również to, w jaki sposób relacjonowane są niektóre wydarzenia w Telewizji Polskiej. – Widziałam materiały po Marszu Miliona Serc i trochę mnie zaskoczyło to, jakie były komentarze i że mówiono o 60 tys. osób, gdy władze Warszawy i w innych stacjach padały zupełnie inne liczby. Marsz był pokazywany też w angielskiej telewizji. Tyle osób na ulicach robi wrażenie – podsumowała.