Porozmawiała ostatnio z dziennikarką “Faktu” o swoim nowym partnerze i kobiecym mentoringu. Później jednak nie ominęła wątku Macieja Kurzajewskiego. Stwierdziła, że nie chce pokazywać obecnego ukochanego, bo przez medialny związek z dziennikarzem TVP miała dużo obowiązków.
– Byłam jego menedżerem, zajmowałam się jego wywiadami, załatwiałam mu ciekawe kontrakty. Wyciągnęłam naukę z tego, co było i teraz absolutnie nie chcę tego robić. Z moim nowym partnerem bardzo tego przestrzegamy – zdradziła.

Smaszcz dała się poznać, jako “ostra i konkretna” w ocenie poczynań “Kurzopków”, czyli Macieja Kurzajewskiego i Katarzyny Cichopek. Za to duża część internautów ją krytykowała. – Nie przejmuję się krytyką, nie interesuje mnie zdanie kogoś, kto nie jest dla mnie żadną wartością – stwierdziła.
Przyznała, że ruszyło ją jednak to, że ciągle była nazywana “byłą żoną Kurzajewskiego”. – (Była żona – przyp. red.) zawsze jest tą najgorszą, tylko pytanie, dlaczego ktoś był z nią np. przez 23, 25 czy 30 lat, skąd się wzięły ich dzieci i wcześniejsze życie
Smaszcz ma za złe Kurzajewskiemu, że zgłosił sprawę na policję
Potem na swój sposób wyjaśniła, czemu wywiązała się ta cała afera z nią i dziennikarzem TVP.
Kurzajewski w pewnym momencie zgłosił nawet na policję, że Smaszcz “nachodzi jego mamę Teresę”.
I wtrąciła wątek wyjazdu do Izraela, gdzie Kurzajewski zabrał swoją nową partnerkę na 40. urodziny. – Może niech Maciej ze swoją partnerką sobie pojadą znów do Izraela do Ziemi Świętej, może jakiś ksiądz im tam wybaczy, ale Pan Bóg raczej nie.
W podsumowaniu padły z jej ust zaskakujące słowa. Powiedziała, że “związek Macieja i Katarzyny popierała od samego początku”. Pożyczyła im nawet dzieci i wspólnego lokum.