Dietetyka jest nauką medyczną. To nie dieta pudełkowa, kulki mocy czy suplementy “na włosy i paznokcie”. A raczej – nie tylko. Przeciętna osoba o prawidłowej masie ciała i bez problemów zdrowotnych do dietetyka raczej nie trafia.
Nie brakuje za to mądrości dietetyczno-ludowych przekazywanych – nomen omen – z ust do ust. Bo i kto nie słyszał o magii porannej wody z cytrynką oczyszczającej organizm z toksyn, jagodach goji chroniących przed rakiem (antyoksydantami) czy, sproszkowanym młodym jęczmieniu na odchudzanie.

Oprócz cudownych sposobów są jednak i przestrogi. Któż nie był straszony w dzieciństwie glutaminianem sodu w chipsach, który miał być rzekomo rakotwórczy. Dziś wiadomo już, że jest nieszkodliwy, a nawet został uznany za piąty smak (obok słonego, słodkiego, gorzkiego i kwaśnego). Umami – bo tak w Japonii nazywa się ten smak – występuje zresztą naturalnie w wielu produktach.
Podobnie było zresztą z aspartamem – latami odsądzanym od czci i wiary słodzikiem. I on miał być rakotwórczy,
Dr Damian Parol, dietetyk: – Słodziki nie uzależniają. Co więcej, wbrew obiegowej opinii, nie uzależnia nawet cukier. Tymczasem bywa porównywany do kokainy – silnego narkotyku, mocno ingerującego w naszą neurochemię. Z biochemicznego punktu widzenia nie ma możliwości fizycznego uzależnienia się od cukru lub słodkiego smaku.
– Inna kwestia – ludzie po prostu lubią słodki smak, sprawia im przyjemność, do której dążą. W tym sensie cukier, i generalnie żywność, teoretycznie może “uzależnić”. Jednak nie sam cukier jest tu najważniejszy. Badania pokazują, że największą przyjemność, jeśli chodzi o jedzenie, sprawia ludziom połączenie tłuszczu, cukru lub innych węglowodanów, bywa, że soli, a do tego “smaku” obróbki termicznej – mówi ekspert.
I dodaje: – Idealnym przykładem będą tu frytki – tłuste, węglowodanowe, słone i gorące. Tego typu żywność może mieć quasi-uzależniające właściwości, choć w mojej opinii nie należy zestawiać tego z uzależnieniem od substancji psychoaktywnych.
Słodziki to bardzo duża grupa przeróżnych substancji, które wspólne mają tylko to, że łączą się z receptorami odpowiadającymi za odczuwanie słodkiego smaku. Z chemicznego punktu widzenia to dość małe wymaganie i bardzo wiele cząsteczek może je spełnić. Pytaniem pozostaje, czy spełniają je w bezpieczny sposób.
Najczęściej występującym w produktach spożywczych słodzikiem jest aspartam. To prosta cząsteczka składająca się z dwóch aminokwasów – fenyloalaniny i kwasu asparginowego. To powszechnie występujące, naturalne substancje obecne właściwie w każdym pożywieniu – jeśli coś ma białko, to zawiera te aminokwasy i to dosłownie kilkadziesiąt razy więcej niż na przykład w coli zero.
– Przekonanie na temat szkodliwości aspartamu, o której w latach 90. rozpisywała się prasa, bierze się z badania, które przeprowadzono wówczas na szczurach. Problem polegał na tym, że podano im olbrzymie dawki substancji. Potem na temat potencjalnej rakotwórczości aspartamu przeprowadzono jeszcze setki badań i żadne z nich nie wykazały prawdziwości tej tezy – wyjaśnia.
– Aspartam zawiera cząsteczkę metanolu, czyli alkoholu, który jak by nie patrzeć, jest toksyczny. Oczywiście znowu – w dużych ilościach, gdy organizm ma problemy z jego zmetabolizowaniem. Metanol jest też na przykład w soku pomidorowym i to w jakieś 6 razy większej ilości. Ale ani soku pomidorowego, ani napojów light nie da się wypić w takich ilościach, żeby metanol w nich zawarty był trudny do niebezpieczny – mówi dr Parol.
W gabinecie często spotyka się z tym, że osoby, które do napojów gazowanych podchodzą nieomal, jak gdyby były trucizną, są amatorami wina czy zawierającego szczególnie dużo metanolu whiskey.