Stanisław Brejdygant jest aktorem, reżyserem i pisarzem. W życiu prywatnym natomiast ojcem dwóch synów: Krzysztofa Zalewskiego i Igora Brejdyganta. Ze starszym potomkiem jego kontakty były intensywniejsze. Młodszego zapoznał bliżej, gdy ten miał 13 lat.
O tamtym okresie Zalewski opowiedział w rozmowie z Jackiem Tomczukiem z “Newsweeka”. – Mama zachorowała na raka mózgu i jej przyjaciel, nie wiedząc, jak skończy się leczenie, odnalazł ojca. Nie wiadomo było, kto w razie jej śmierci ma się mną zająć. Zaczął odwiedzać mnie dość regularnie – mówił piosenkarz. Jego rodzicielka przeżyła jeszcze siedem lat.

A Zalewski i Brejdygant dowiedzieli się o tym, że są braćmi? – Tata przyniósł tę informację bardzo zdenerwowany i skrępowany w 2002 r., kiedy Krzysztof miał wystąpić w “Idolu”. Jak to przyjąłem? Rodzice byli już dawno rozwiedzeni, miałem 31 lat, siedmioletnią córkę. Czułem koktajl ciekawości i zazdrości. Byłem w kiepskiej formie – właśnie podnosiłem się z popiołów, wydobywałem z cienia ojca. I nagle dostałem jako brata idola – wspomina Igor Brejdygant.
– A może to ze strony ojca nie był taki głupi pomysł? Jak byśmy usiedli na kanapie, to może by się pojawiła kłopotliwa cisza, głupie pytania, byłoby trudniej rozmawiać. A tak: jakiś chłopak na estradzie, ale czy to naprawdę brat, a może jakaś postać z telewizji? Mieliśmy czas, żeby się oswoić z sytuacją – dodał scenarzysta.
O tamtym momencie swojego życia Zalewski mówi, że “był jak ze snu”.
Początki były trudne. Potrzebowali czasu, aby oswoić się z myślą, że mają rodzeństwo.
– Kolejnym elementem był Lew, syn, który się urodził Krzyśkowi cztery lata temu. Stałem się stryjem, żona stryjenką, a ona jest bardzo rodzinną osobą. I to nas też napędza – przyznał starszy syn Stanisława Brejdyganta.
Obaj dziś doceniają to, że mają ze sobą tak bliski kontakt i mogą na siebie liczyć. Są też wzajemnie swoimi fanami. Igor chętnie chodzi na koncerty Zalewskiego, z kolei Krzysztof z zapartym tchem czyta nowe książki autorstwa swojego brata.