Niedawno media obiegła wiadomość na temat przegranego przez Edytę Górniak procesu. Sąd zawyrokował, że artystka powinna zapłacić 83 tysiące złotych, za to, że 7 lat temu nie stawiła się na koncercie. Warto podkreślić, że wyrok sądu nie jest prawomocny, a wokalistka ma prawo odwołać się do sądu wyższej instancji.
Fani wokalistki zainteresowali się historią. Postanowiła wytłumaczyć zaistniałą wówczas sytuację oraz
Edyta Górniak zdradziła, jak z jej perspektywy wyglądała organizacja wspomnianego wcześniej koncertu. Jak sama przyznała, miała związane ręce, a nieobecność artystki nie była spowodowana jej fanaberią, lecz siłą wyższą.
“Ten temat dotyczy koncertu, który miał odbyć się w Warszawie, w czasie kiedy mój Syn kilka lat temu trafił w stanie krytycznym do szpitala w Los Angeles” – poinformowała w rozmowie z Pomponikiem wokalistka.
Górniak zdradziła, że koncert miał się odbyć w 2016 roku. Wówczas mieszkała razem z synem Allanem w Kalifornii, a do Polski przyjeżdżała realizować swoje zobowiązania zawodowe. Wówczas w trakcie podróży na wydarzenie otrzymała informację, że jej synowi rozlał się wyrostek robaczkowy. Oczywistym dla niej był fakt, by zawrócić do Stanów i czuwać przy swoim dziecku.
Jak sama wspomniała, organizatorzy innych wydarzeń, w których miała brać udział wokalistka, mieli wykazać się wówczas ogromnym zrozumieniem, tak samo jak producenci programów telewizyjnych, którzy nie mieli problemu ze znalezieniem zastępstwa za artystkę. Na ten moment Górniak nie zdradziła, czy zamierza się odwołać od wyroku sądu pierwszej instancji.